„Zacisze” nie zniknie – ma się rozwinąć
– Panie Janczewski, od jakiegoś czasu w mieście mówi się o tym, że „Zacisze – Drogie Miejsce” ma zniknąć z obecnej lokalizacji. Czy to prawda?
Nie, to nieprawda – „Zacisze” nigdzie nie znika. Wręcz przeciwnie – chcę, żeby dalej istniało i się rozwijało. Żeby jednak tak się stało, muszę wprowadzić zmiany. Budynek, w którym obecnie działamy, ma już swoje lata – pokoje hotelowe pamiętają czasy PRL-u i niestety nie spełniają dzisiejszych wymagań przeciwpożarowych czy sanitarno-budowlanych. Remont nie ma sensu, bo kosztowałby więcej niż budowa od nowa. Dlatego moim celem jest stworzenie nowoczesnego, estetycznego budynku mieszkalno-usługowego, który pozwoli dalej prowadzić restaurację i ją rozwinąć.
98 mieszkań i restauracja z widokiem na jezioro
– Czyli planuje Pan wyburzyć obecny budynek i wybudować nowy kompleks?
Tak. W miejscu, gdzie dziś stoi budynek hotelowy i restauracja, planuję inwestycję obejmującą 98 mieszkań wraz z częścią usługową, w postaci choćby siłowni z widokiem na jezioro. Część z nich będzie na sprzedaż, część na wynajem. Całość zaprojektowana jest tak, by wpisywała się w otoczenie – to nie mają być żadne „betonowe bloki”, tylko architektura spójna z krajobrazem jeziora. W projekcie przewidziane są też podziemne garaże, żeby auta nie parkowały na trawnikach i wzdłuż drogi, jak często dzieje się teraz.
Restauracja zyska nowe życie
– A co stanie się z restauracją?
Restauracja nie tylko zostanie – ona zyska nowe życie. W nowym budynku będzie można funkcjonować w pięknym miejscu z panoramicznym widokiem na jezioro Zaleskie. To dla mnie bardzo ważne, bo chcę, by złotowianie nadal mieli gdzie przyjść na dobry obiad, kawę, rodzinne spotkanie. Ludzie, którzy dziś u mnie pracują, nie stracą pracy – cały zespół będzie mógł dalej działać, tylko w lepszych warunkach.

Pandemia zmieniła plany
– Wcześniej pojawiały się informacje, że planował Pan salę weselną i konferencyjną. Co się z tym pomysłem stało?
Tak, taki plan był, ale pandemia zmieniła wszystko. Rynek wydarzeń i dużych imprez bardzo się skurczył. Wtedy zrozumiałem, że nie warto iść w kierunku wielkich sal, tylko postawić na to, co naprawdę jest potrzebne – czyli dobrą kuchnię, przestrzeń dla ludzi i inwestycję, która sama się utrzyma. Restauracja to moje serce, ale sama nie jest w stanie pokryć kosztów utrzymania całego obiektu przez cały rok. Zimą dokładam do rachunków i pensji. Nie prowadzę tego miejsca charytatywnie. Wielu mieszkańców traktuje je jak swoje ulubione miejsce nad jeziorem i chciałbym, żeby nadal tak było.
„Nie buduję bliżej jeziora, niż pozwala prawo”
– Niektórzy mieszkańcy obawiają się, że nowe budynki zasłonią jezioro i zaburzą rekreacyjny charakter tej części miasta. Co Pan na to?
Rozumiem te obawy, ale warto pamiętać, że tam już stoi budynek. Nie zamierzam stawiać niczego większego, wyższego ani bardziej uciążliwego dla otoczenia. Projekt jest dopasowany do krajobrazu. Poza tym teren, o którym mówimy, nie leży bezpośrednio na brzegu jeziora – jestem właścicielem działki, ale nie linii brzegowej. Miejsce spacerowe i ścieżki zostaną nienaruszone. Wręcz przeciwnie – chcę, by wokół było jeszcze ładniej, bardziej zadbane i bez bałaganu.

„Nie 11 metrów, a 25. Zmieniłem projekt, by się dostosować”
– W opinii, która wpłynęła do urzędu, pani Kopicka stwierdziła, że teren przyjeziorze od zawsze miał charakter rekreacyjno-wypoczynkowy, a budowa tak dużego obiektu z mieszkaniami zaburzy ten charakter. Wskazuje też, że plan miejscowy dopuszczał co najwyżej niską zabudowę jednorodzinną w znacznej odległości od jeziora i że 11 metrów wolnej przestrzeni przy brzegu to za mało dla spacerowiczów. Jak Pan to skomentuje?
To nieporozumienie. Po pierwsze – mój budynek nie ma stać 11 metrów od jeziora, tylko 25 metrów, co jest zgodne z przepisami i pozwala zachować swobodny dostęp do brzegu. Po drugie – na tym terenie od lat stoją już dwa apartamentowce mieszkalne i zostały one zaprojektowane tak, żeby w niczym nie przeszkadzały ani spacerowiczom, ani widokowi. Dostęp do jeziora był i będzie – to dla mnie bardzo ważne. Zależy mi, żeby ludzie mogli dalej spacerować, odpoczywać i korzystać z tej przestrzeni.

Trzeba też powiedzieć, że zmieniłem już projekt – obniżyłem wysokość budynku do 12 metrów, mimo że na pobliskim Dębowym Wzgórzu wydano zgodę na zabudowę sięgającą nawet 16 metrów, a „Zacisze” ma uchwałę do 18 metrów. Staram się więc dostosować, rozmawiać, szukać kompromisu. A mimo to wciąż spotykam się z zarzutami, że się „upieram” – a ja po prostu próbuję działać zgodnie z przepisami i realiami.
No i jeszcze jedna rzecz: dziś samochody parkują wzdłuż drogi, na trawnikach i poboczach – i to nikomu nie przeszkadza. A ja chcę ten problem rozwiązać, robiąc podziemny parking, żeby cała przestrzeń wokół była czysta i zielona. Czy to naprawdę gorzej, że auta znikną z powierzchni? Naprawdę nie rozumiem, jak mam to inaczej tłumaczyć – robię wszystko, żeby było lepiej, a nie gorzej.
„Od lat dbam o to miejsce – nawet tam, gdzie nie muszę”
– W swoich wypowiedziach często podkreśla Pan, że od lat dba o to miejsce. Co ma Pan na myśli?
Tak – i to chciałbym mocno zaznaczyć. Od lat inwestuję nie tylko w samą restaurację, ale też w otoczenie – nawet tam, gdzie teren nie należy do mnie. Przykładowo: miejsce do gry w koszykówkę, które znajduje się po sąsiedzku, przez lata było zaniedbane. Sam je oczyściłem z błota, liści i mułu, kupiłem nowe kosze, żeby mieszkańcy i młodzież mieli gdzie pograć. Ale i tu zablokowano mi rozbudowę tego miejsca, więc przestałem to robić.

Chciałem też zrobić boisko do siatkówki plażowej – ogólnodostępne, niekomercyjne. Wystarczyło tylko wysypać piach, który bym sam opłacił, ale i tu pojawiły się problemy i odmowy. Podobnie z rozbudową kuchni – wystarczyło postawić dodatkową ścianę, żeby usprawnić pracę zespołu. Zamiast wsparcia, znowu napotkałem na formalności i opór.
Nie chcę narzekać, ale trudno się rozwijać, kiedy każda inicjatywa, nawet ta, która ma służyć mieszkańcom, napotyka na przeszkody. A ja naprawdę nie robię tego tylko dla siebie – chcę, żeby ta część jeziora żyła, żeby ludzie mieli tu miejsce, do którego chce się wracać.
„Nie walczę tylko o zysk – walczę o przetrwanie miejsca”
– Co by się stało, gdyby nie udało się Panu uzyskać zgody na tę inwestycję?
Szczerze mówiąc – nie wiem, jak długo dałbym radę utrzymać obecny obiekt. Koszty są ogromne, a przychody sezonowe. Nie chcę doprowadzić do tego, żeby miejsce, które budowałem przez lata, po prostu się rozpadło. Dlatego walczę – nie o zysk ponad wszystko, tylko o możliwość dalszego istnienia.
Z Arkadiuszem Janczewskim rozmawiał Karol Potapowicz.
Napisz komentarz
Komentarze