Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Warto wiedzieć:
Reklama

Złotowianin w Runmageddon Sahara!

Roman Radowski ze Złotowa, organizator Biegu Spartakusa, poleciał do Maroka spróbować sił w biegu Runmageddon Sahara. Jego rywalem w pustynnym pejzażu był słynny bramkarz Jerzy Dudek!
Złotowianin w Runmageddon Sahara!

Roman, skąd taki szalony pomysł??? Mało u nas terenu do biegania?

- Lubię biegać, ale nie po twardym gruncie, tylko w błocie, trawie itd. Lubię wyzwania, które wydają się nie do zrobienia dla zwykłego człowieka. Stąd pomysł - Sahara. Gdy zobaczyłem ofertę, zaraz pomyślałem - muszę to przebiec, choćbym miał na głowie stanąć

I stanąłeś na głowie, finansowo pewno też?

- Koszty nie grały roli, chodziło o to, żeby przeżyć niezwykłą, ekstremalną przygodę na pustyni i oczywiście ukończyć bieg!

Był ktoś oprócz Ciebie ze Złotowa?

- Byli ludzie z Gdyni, Poznania, Śląska, Warszawy, łącznie - 44 osoby. Większość - nazwijmy to delikatnie, ludzie szaleni...

Czym się różnił Runmageddon Sahara od innych, także tych pustynnych?

- Różnił się tym, że jako pierwsi pobiegliśmy w pustynnych klimatach z temperaturą między 28 a 38 stopni Celsjusza, ale z przeszkodami! To znaczące utrudnienie...

Ile przebiegłeś?

- Dokładnie 63 km.

Twoim rywalem i uczestnikiem Sahara Runmaggedon był słynny polski bramkarz Jerzy Dudek!?

- Tak, Jerzy skończył jako czwarty lub piąty na mecie, ja byłem dziewiąty! Generalnie rywalizowaliśmy tylko w biegu, teraz jestem jego znajomym, co widać na facebooku!

Przeniesiesz coś z Sahary na Bieg Spartakusa, który organizujesz 2 czerwca br. w Bornem Sulinowie?

- Powiem krótko - piasek już tam jest... Zapraszam do udziału! Mamy jeszcze trochę miejsc - www.biegspartakusa.pl !

Dziękuję za rozmowę i gratuluję odwagi, pomysłu i wrażeń!

Rozmawiał Janusz Justyna

 

Wpis Romana Radowskiego na profilu na facebooku podsumowujący jego wyprawę do Afryki:

Przygoda w Maroko zakończyła się trzy dni temu. Tak to była moja przygoda życia, z mega ludźmi poznanymi na miejscu, już na zawsze pozostanie w pamięci.
Runmageddon Sahara nie był łatwy, nie przebiegłem setki, ale nie po to tam jechałem, 50. była w zasięgu (wyszło troszkę więcej, jak zwykle i udało się zameldować na mecie w jednym kawałku).
Etap górski, pustynny, plażowy, czy nocny po wydmach pustynnych, każdy z nich miał swój jedyny niepowtarzalny klimat. Dużo nie będę pisał, bo tam trzeba było po prostu być, staliśmy się pionierami w podbijaniu Runmageddonu Sahary, nikt już nie będzie pierwszy!
Mam nadzieję, że za rok znowu spotkam się z tymi fantastycznymi, jedynymi w swoim rodzaju ludźmi w równie zabawnym busie (mimo mojego podeszłego wieku, uśmiałem się po pachy). Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości, czy jechać na Runmageddon Sahara, niech się nawet nie zastanawia, tam trzeba być, przeżyć i poznać tych wszystkich szalonych ludzi!



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama