Gratuluję! To niewątpliwy produkcyjny sukces filmu „Gra w butelkę”.
- Popatrzmy na to inaczej. To przede wszystkim sukces naszego miasta, w które firma z Poznania zainwestuje wkład rzeczowy o dużej wartości; nawet do 150 tysięcy złotych. Wszystko zależy od nas, od konkretnych potrzeb naszej złotowskiej filmowej realizacji. A wymagania będą spore.
Co będzie miał z tego poznański koproducent?
- To ludzie inteligentni, którzy błyskawicznie wyczuli, że film realizowany w Złotowie, który opowiada o bohaterach i akcji ulokowanej w tym mieście jest - pomimo tego ulokowania - produktem czytelnym wszędzie. To kwestia uniwersalności opowieści. Moi złotowscy sponsorzy doskonale to rozumieją. Życzyłbym sobie, aby było ich coraz więcej. Ten film was solidnie zaskoczy.
„Gra w butelkę” zareklamuje poznańską firmę?
- Umowa koproducencka to umowa polegająca na wzajemnym wsparciu, połączeniu sił w celu wyprodukowania - w tym wypadku - filmu fabularnego, z którego każda ze stron będzie czerpać korzyści w przyszłości. Dystrybucja w kinach, telewizji, udział w festiwalach etc. Świat stoi otworem i trzeba myśleć w ten sposób, to nie są żadne mrzonki. To kolosalna pomoc, która otworzy oczy niedowiarkom. To możliwe!
W ostatnim konkursie stowarzyszenie Złototwórczość, oficjalny producent filmu, nie otrzymało miejskiej dotacji. Chcesz to skomentować?
- Złożyliśmy wniosek na ponad 50.000 złotych, aby pokazać, ile to kosztuje. W regulaminie konkursu istnieje zapis, że ta kwota podlega negocjacjom. Inne stowarzyszenia również wnioskowały o wyższe kwoty. Właśnie jestem w trakcie rozmów z burmistrzem. Jesteśmy mocno spóźnieni, a czas ucieka nieubłaganie…
W dodatku tegoroczny konkurs odbył się później niż rok temu. Przypomnijmy Wasze plany na najbliższe miesiące.
- Najważniejsze - tak na szybko - są dwa zadania. Kolejne zdjęcia i prezentacja części materiału w sali ZCAS dla złotowskiej publiczności - jeszcze przed pierwszymi zdjęciami w mieście, z użyciem wspomnianego sprzętu na ulicach Złotowa. To ma być taki producencki pokaz z przedstawieniem oferty Wielkopolskiej Wytwórni Filmowej i naszych zamierzeń realizacyjnych. To wyjątkowy, bo przełomowy moment w produkcji filmu.
Ten pokaz to będzie dobry pomysł, we właściwym momencie. Jak się domyślam, będą to wybrane sceny z filmu, taki przedsmak większej całości?
- To musi działać dramatycznie, chodzi o emocje. Ta prezentacja jest bardzo ważna i wymagać będzie dużo pracy. Przygotowania mogą zająć ponad dwa miesiące. W każdym razie powinienem to zrealizować najpóźniej w kwietniu. Niezależnie od tego - wcześniej - muszę też zorganizować dwudniowy plan filmowy. Inaczej nie uda się przeprowadzić tych kolejnych. Trzeba jak najszybciej rozpocząć zdjęcia z nową ekipą aktorską, np. w czerwcu. Rok to naprawdę bardzo mało czasu.
Kto się zajmuje całą organizacją? Przydałoby się jakieś biuro - choćby na czas realizacji filmu.
- Trafiasz w punkt, bo pojawia się tu problem braku domu kultury. Realizując film o tym mieście i w tym mieście, nie mam żadnego wsparcia. Tu nie ma z kim rozmawiać. Wyjątkiem jest Muzeum Ziemi Złotowskiej, ale to ciągle za mało. Wyobrażam sobie kogoś z takiego domu kultury, który pyta po prostu: Sawicki, czego potrzebujesz? Jak ci możemy pomóc? To w końcu film o Złotowie…
Uważasz, że władze samorządowe niewystarczająco wspierają Wasz film?
- Władze miasta nie mają pojęcia co znaczy to przedsięwzięcie, bo zwyczajnie nie mają na to czasu, z powodu natłoku innych palących spraw. Tu może znowu pojawia się ta osoba z nieistniejącego domu kultury, która ma wolę poznać projekt nie tylko raz do roku. Nie będę wchodził w szczegóły, bo trwają rozmowy w sprawie dotacji w związku z kolejnym etapem. Cieszy mnie fakt, że starosta Ryszard Goławski wyraził chęć pomocy, bo jest parę logistycznych spraw, które może załatwić tylko on. Ale o tym w przyszłości. Z góry dziękuję wszystkim, którzy poświęcają nam trochę uwagi i wspierają produkcję w miarę swych możliwości. Dziękuję! - to się nam wszystkim opłaci. To największa produkcja kina niezależnego w Wielkopolsce - ze Złotowa.
Jeszcze raz gratuluję. To wyjątkowa wiadomość.
- To docenienie naszej pracy przez ludzi z zewnątrz. Tego nie da się zbagatelizować. Na koniec powiem, że jestem w trakcie spisywania anegdot z realizacji filmu, które kiedyś zostaną wydane jako dodatek do zdjęć z planu, autorstwa Kasi Jędrzejczyk. Może po przeczytaniu tych kilkunastu zakulisowych historyjek łatwiej będzie zrozumieć, co to za kierat. Póki co, niech żyje koprodukcja!
Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze