Za nami wybory do europarlamentu, w których poza oczywistą walką partyjną dużo mówiło się o frekwencji. Poprzednie wybory to w skali kraju frekwencja około 25%. Obecnie podskoczyła do ok 43%. To wciąż mało. Ale szczególnie na minus wypada nasz powiat, gdzie frekwencja osiągnęła poziom 36,82%. To drugi najgorszy wynik w województwie wielkopolskim, gdzie średnia frekwencja była zbliżona do ogólnopolskiej. Dlaczego jest taka frekwencja? Przyczyn z pewnością jest kilka, ale zwrócę uwagę na jedną okoliczność jaka mi się nasuwa z faktu, że już kolejny rok rejestruję członków we wszystkich 48 komisjach wyborczych w naszym powiecie.
Stawiam tezę, że jednym z czynników wpływających na niską frekwencję jest zbyt duża odległość mieszkańców do lokali wyborczych. W gminie wiejskiej Złotów, gdzie frekwencja była najniższa w powiecie (32,71%) mieszkaniec Klukowa musi jechać do lokalu wyborczego do Świętej prawie 8 km. Do Świętej jadą też mieszkańcy Blękwitu (6 km). Podobnie mieszkaniec Górznej, czy Zalesia jedzie do Złotowa (5km). W każdej z tych wsi jest piękna sala wiejska, gdzie można zorganizować wybory i mieszkaniec spacerkiem poszedłby do lokalu wyborczego. Można też się zastanawiać dlaczego lokalu wyborczego nie ma w Józefowie, Skicu i Międzybłociu (3-4 km od lokalu wyborczego)? Nie mnie tu teraz rozstrzygać. Gmina Złotów jest najdynamiczniej rozwijającą się gminą w naszym powiecie. Od 2004 roku przybyło tu prawie 900 mieszkańców, a ich liczba osiągnęła ok. 9900 mieszkańców. Jednak liczba lokali wyborczych jest niezmienna i wynosi 5 (pięć). W sąsiedniej gminie Krajenka liczącej 7,5 tysiąca mieszkańców lokali wyborczych jest osiem! Śmiem twierdzić, że dzięki temu frekwencja jest wyższa – 37,1%, choć nadal nie ma czym się chwalić. W Krajence jeden lokal przypada na 940 mieszkańców, w gminie Złotów jeden lokal na 1980 mieszkańców. Pomijam tu odległości.
Podobnej analizie można poddać inne gminy np. Jastrowie, czy Lipkę lub Okonek. W gminie Jastrowie liczącej ok 11,6 tysiąca mieszkańców jest 6 lokali wyborczych, czyli jeden lokal przypada na ok. 1933 mieszkańców. Proporcja podobna do gminy Złotów. Frekwencja w gminie Jastrowie też jest niska bo tylko 34,4%. I tu też mamy odległości. Na 6 komisji, aż 4 są w mieście Jastrowie, gdzie muszą dojechać wyborcy ze wsi. Można się zastanawiać, dlaczego nie ma lokalu w Nadarzycach lub Samborsku? Weźmy też inną gminę, czyli Okonek liczący ok 9,9 tys mieszkańców, gdzie w trzech lokalach zanotowano rekordowo niską frekwencję czyli ok. 25%. Są to lokale w Węgorzewie, Pniewie i Okonku (dla mieszkańców okolicznych wsi). W gminie Okonek jest 8 lokali wyborczych. Tu też zasadne jest pytanie, czy to wystarczająca ilość tym bardziej, że gmina jest powierzchniowo większa od gminy Złotów. W gminie Okonek np. mieszkańcy dużych wsi jak Łomczewo, czy Ciosaniec muszą udawać się w podróż, aby zagłosować, zamiast przejść spacerkiem.
Podsumowując, moim zdaniem jest zbyt mało lokali wyborczych w terenach wiejskich i wpływa to w decydujący sposób na frekwencję. Analizę można przenieść na inne gminy naszego powiatu, ale wnioski będą podobne, nawet dla mniejszych gmin jak Lipka, Zakrzewo, czy Tarnówka.
Nasz powiat nie jest gęsto zaludniony i odległości do lokali są spore. W miastach wyborca przejdzie do lokalu po mszy, czy po obiedzie. Na wsiach takiej szansy nie ma. Gdzie jest inicjatywa, aby to zmienić? Myślę, że zarówno po stronie ustawodawcy, który winien ustawowo ograniczyć liczbę mieszkańców na lokal wyborczy, jak i po stronie gminy, gdyż nawet teraz ustawy dają pewien manewr, z którego władze samorządowe powinny skorzystać i zwiększyć liczbę lokali wyborczych. W świetle tej krótkiej analizy pomstowanie na mało obywatelską postawę wyborców wydają się być niezasadne.
Wiesław Fidurski
Napisz komentarz
Komentarze