Noc sylwestrowa, to jedyna noc w roku, kiedy to państwo Danuta i Jerzy Urban drżą ze strachu z obawy o swoje czworonożne pupile. W domu bowiem przygarniętych jest dwanaście zwierzaków, począwszy od psa rasy Alasnkan Malamute, poprzez przysłowiowe kundelki, na kotach rasowych i kotach dzikich kończąc Wśród nich zwierzęta niepełnosprawne i wiekowe, których los rzucił na ulicę. Schronienie znalazły w domu państwa Urban. Obydwoje bezgranicznie oddani zwierzakom, obydwoje bezinteresownie pomagający przeżyć w godnych warunkach każdy ich dzień. Obydwoje marzą tylko o spokoju, prosząc o wyrozumiałość.
***
Jeszcze trzy lata temu nie było żadnego problemu. Impreza sylwestrowa, jak i pokaz sztucznych ogni, odbywały się w miejscu nie przeszkadzającym mieszkańcom Krajenki. Pokaz, który od trzech lat uprzykrza sylwestrową noc państwu Urban i ich zwierzakom, organizowany był na dachu budynku Krajeńskiego Ośrodka Kultury.
Po zmianie przepisów, pokaz musiał zostać przeniesiony w inne miejsce. Jedynym placem, który okazał się najbardziej atrakcyjny, okazał się ten sąsiadujący z prywatną posesją pani Danuty i pana Jerzego. Od trzech lat, tutaj odbywa się pokaz sztucznych ogni. - Noc sylwestrowa jest dla nas koszmarem. To, co przeżywamy jest horrorem. Patrzymy na nasze zwierzęta i drżymy ze strachu, czy nic im się nie stanie. Huki strzelających petard, ogromna ilość dymu oraz bałagan na naszym podwórku. Przerażone zwierzęta. To efekt sylwestrowej zabawy - mówią ze łzami w oczach państwo Urban.
Jak wyjaśnia Jerzy Urban, doszło do spotkania z dyrektorem Krajeńskiego Ośrodka Kultury, Karolem Adlerem. - Po pierwszym roku odkąd pokaz został przeniesiony w nasze sąsiedztwo, ustaliliśmy z dyrektorem KOK, że odległość pokazu od naszej posesji zostanie zwiększona do 50 metrów, a sam pokaz będzie mniej intensywny. Tak się jednak nie stało. I rok temu i w tym roku było to samo. Zwiększono jedynie odległość pokazu od naszego domu. Huk pozostał tak samo intensywny. Dalej nie możemy tak żyć - mówi Jerzy Urban. Żona pana Jerzego, Danuta, dodaje, że nie chcą niczego od gminy, a jedynie spokoju w sylwestrową noc. - Zajmujemy się bezdomnymi zwierzętami, robimy to, nikogo o nic nie prosząc. Karminy je, szczepimy, dbamy o nie. Czy władze gminy nie mogą nas zrozumieć? Tylko o wyrozumiałość prosimy - mówi Danuta Urban.
Dyrektor Krajeńskiego Ośrodka Kultury, Karol Adler, wyjaśnia, iż gmina zrobiła wszystko, co w jej mocy. - Zdaję sobie sprawę, iż państwo Urban mają problem w sylwestrową noc. Wszyscy, którzy mają zwierzęta wiedzą, jak to jest, gdy puszczane są petardy. Z naszej strony zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Odległość od posesji państwa Urban została zwiększona do 50 metrów. W pierwszym roku mieliśmy zamówiony profesjonalny pokaz i zgadzam się z zarzutem, że było bardzo głośno. Potem zrezygnowaliśmy z takich pokazów. W dwa kolejne lata KOK zakupił takie petardy, jakie są dostępne w sklepach. Zatem nie różnią się one niczym od tych, które puszczane są przez wszystkich - mówi dyrektor Karol Adler. Dyrektor Adler dodaje, że miasto nie ma innego placu, na którym mogłoby zorganizować zabawę sylwestrową oraz pokaz sztucznych ogni. Rozumiem, że państwo Urban martwią się o zwierzęta. Sam mam je w domu i wiem, jak to wygląda. Jednak każdy z nas puszcza w tę jedną noc sztuczne ognie. To nieuniknione - mówi dyrektor KOK.
Państwo Danuta i Jerzy wierzą, że sytuacja ulegnie zmianie, a kolejna sylwestrowa noc będzie już spokojna. Marzą także o zaproszeniu do siebie gości lub o możliwości wyjścia z domu, pozostawiając w nim bezpiecznie zwierzęta.
***
W gminie Krajenka pojawia się jeszcze jeden problem. Jak mówi pan Jerzy, ta nie posiada żadnego programu, skierowanego na sterylizację i kastrację bezdomnych zwierząt, co skutkuje ich niekontrolowanemu przyrostowi. To z kolei rodzin problem bezdomności. - Jestem zdumiony, jak ten problem jest rozwiązany w sąsiednim Złotowie. Tutaj rozmowa z urzędnikami nie stanowi żadnego problemu. Miasto ma też konkretny program. W Krajence tego nie ma - mówi Jerzy Urban.
Pół roku temu zamknięto w Wąsoszkach, w gminie Krajenka, działające nielegalnie, przytulisko dla zwierząt. Jam mówią państwo Urban - to, co działo się tam ze zwierzętami, przekraczało ludzkie wyobrażenie. Zwierzęta były głodzone, chore i trzymane w brudnych kojcach. Obecnie bezdomne zwierzęta trafiają do schroniska dla zwierząt w Złotowie. Jak mówią państwo Urban, schronisko to, a przede wszystkim ludzie w nim pracujący, to coś, czego każda sąsiadująca ze Złotowem gmina może pozazdrościć. Agnieszka Barabasz
Napisz komentarz
Komentarze